-Dagmara Winiarska, miło mi – słyszę za plecami i czuję jakby ktoś właśnie w to miejsce wbił mi pięciu calowego gwoździa. Na ułamek sekundy przymykam powieki z bólu wywołanego strachem, po czym obracam się w miejscu i z szerokim uśmiechem podaję dłoń serdecznie wyszczerzającej się brunetce.
-Łucja Kaplińska, mnie również – mówię lukrowym tonem, a kątem oka widzę Michała, któremu łzy napływają do oczu ze śmiechu.
-Kochanie, co się stało? – pyta Winiarska czułym, troskliwym głosem, a on nieskrępowany przygarnia mnie ramieniem.
-A bo widzisz kochanie – „jak słodko” mam ochotę wtrącić jednak gryzę się w język- Łucja przypomniała mi jedną przygodę z podstawówki i jakoś tak wróciły wspomnienia… Nie mówiłem ci, że Cja jest siostrą mojego kolegi z ławki -Piotrka, z którym razem ściągaliśmy na matmie? – kłamie jak z nut, patrząc jej prosto w oczy.
-Ojej, jak słodko – Winiarska czyta mi w myślach -Takie spotkanie po latach… -wzdycha cukierkowo, a do lazurytu michałowych oczu znów napływają łzy.
No cholera, jego to bawi!
Staram się ostudzić, gotującą się od kilku minut krew w moich żyłach, a te kuchenne rewolucje wywołane są całą masą bzdurnych historyjek jak to spadłam z huśtawki i skręciłam kostkę, a potem razem z Piotrkiem nieśli mnie do domu, o tym jak byliśmy na zielonej szkole i przywiązali nas do drzewa i jeszcze wiele innych bzdur, których matka ziemia jeszcze nie słyszała.
Trzeba mu przyznać – świetnie kłamie.
Nawet nie mrugnął, nie zająknął się, a jego źrenica nie śmiała drgnąć.
A jego żona? Jego żona jest zachwycona rosłymi rozprawami nad niebyłą przeszłością.
Winiarska spogląda na zegarek i stwierdza, że film zaczął się już dobre 10 minut temu, odnajduje Oliego i znika.
Spoglądam na Ciebie z niedowierzaniem, czekając aż coś powiesz. Widocznie czekasz na to samo, bo w milczeniu lustrujesz mój dekolt, gładząc przy tym brodę.
-Nie przyszłam tu sama. Muszę iść…- nie wiedząc czemu mój ton głosu, a także splot zdania, wskazują na to, że się tłumaczę, a przecież powinno być odwrotnie!
Kiwasz głową.
Odwracam się na pięcie i już chcę odejść, gdy twoja silna ręka chwyta mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę.
-Za pół godziny w męskiej – mówisz cicho, a twój głos z kolorytu podwórkowego błazna, którym to przed chwilą karmiłeś swoją żonę dennymi bajeczkami, zmienia się w seksowny szept.
A ja zamiast zripostować to krótkim – Spierdalaj!
Kiwam moją nic nie watrą głową, w której do nie dawna był całkiem sprawny mózg, a teraz jest tylko woda i trochę czerwieni.
Kieruje kroki do miejsca, z którego wyruszyłam, by odnaleźć mojego cudownie zaginionego w akcji Francuzika, stojącego z równie wysokim, obcym dla mnie osobnikiem, z myślą w głowie – A to miał być taki zajebisty dzień!
-Mariusz jestem – rozmówca podaje mi dłoń i po krótkiej wymianie grzecznościowej we trójkę zmierzamy w stronę sali numerem 13.
Nie przeszkadza mi ich zabsorbowanie się rozmową o jakiś pierdołach, bo moje myśli zbyt intensywnie krążą wokół Winiarskiego, jego synka i żony. Wzdycham głęboko, siadając w twardym kinowym fotelu i jednocześnie orientuje się, że czeka mnie oglądanie nudnego jak Moda na sukces horroru, z pewnością bardziej komicznego niż sytuacja z Michałem sprzed 10 minut. Przymykam oczy, by na chwile odetchnąć, pozbierać myśli, lecz zaraz na wewnętrznej stronie powieki pojawiają się te kurewsko niebieskie tęczówki.
Światło na sali gaśnie, a w oddali widać jedynie błękitne ledy oświetlające brzeg schodów. Wyciągam telefon. Bawię się nim, przewracając go w palcach, a każda mijająca sekunda jest jak rok świetlny.
Sms.
Od Winiarskiego.
Przyjdź.
Nie!
Mam tam po ciebie iść?!
Nie!
Czyli sama przyjdziesz.
Ta jego kurewska pewność siebie tak psuje mi nerwy, że nie mam już ochoty, odpisywać mu kolejnego – Nie! Widocznie jest za tępy, żeby zrozumieć sens tego słowa. Wstaję, komunikuje żywo rozmawiającym, że idę do łazienki i zaraz wrócę. Damskiej łazienki!
Czuje się cholernie źle z tym, co się dzieje wokół mnie – jestem razem z Winiarskim i Francuzikiem w jednym budynku. Z impetem otwieram drzwi, pochylam się nad umywalką i próbuje złapać kilka równych oddechów. Staram się zawładnąć nad wyrzutami sumienia. Nad głosem w mojej głowie mówiącym, że ta pierwsza noc nie powinna się wydarzyć. Że nigdy nie powinniśmy się spotkać. Że nigdy nie powinniśmy się nawet poznać.
Kujący ból w klatce piersiowej.
Jakby serce się zapadło.
A może jak gdyby nigdy go nie było…
-Cholera – szepcze do siebie przez zespoloną szczękę.
Podnoszę głowę do góry, by spojrzeć w swoje lustrzane odbicie, ale moje oczy zastają tam Ciebie. Ciebie, opierającego się o ścianę naprzeciw, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach i satysfakcją wymalowaną na twarzy.
-Grzeczna dziewczynka – cwaniacko się uśmiechasz, odrywając się od zimnego muru.
-Chyba nie, bo jednak nie przyszłam! – mrużę oczy.
-Może nie jesteś tego świadoma, ale jednak tak – mówiąc, podchodzi coraz bliżej- Przyszłaś tu dla mnie, bo ja ci kazałem. A ty jesteś grzeczną dziewczynką i się mnie słuchasz – mój nadgarstek grzęźnie w splocie twoich palców, a ja próbuje go wyrwać.
-Wcale nie!
-Wcale, że tak! – twoje usta lądują na moich, a jest mi tak dobrze, że odechciewa mi się szarpać.
Droga z jednej łazienki do drugiej nie zajmuje nam
nawet minuty. Oparta o ścianę, czuje Twoje usta na szyi. Moje serce
przyśpiesza, gdy drzwi się otwierają, a staje w nich…
Uderza w Ciebie fala gorąca.
Wstyd.
Więc zachowujesz się jak tchórz.
Uciekasz.