Zadowolona.
Uśmiechnięta.
Taka,jakiej od dawna świat mnie nie widział, przemierzam skąpaną wiosennym, a konkretnie kwietniowym słońcem, kolejną łódzką ulice razem z moim Francuzikiem. Choć moim to za dużo powiedziane, to jest on bardziej mój niż ty i nie muszę się nim z nikim dzielić. Palce naszych ciasno splecionych dłoni rozluźniają się nieco, gdy stajemy przed dużym budynkiem kina. Wchodzimy do środka. Zadzieram wysoko głowę i już mam się odezwać, ale mój towarzysz wnioskuje po mojej minie co mam na myśli.
-Tylko nie komedia romantyczna! To dla bab!- jojczy po angielsku, który mocno trąci jego ojczystym językiem, robiąc przy tym zabawnie kwaśną minę.
-Ale ja tak ładnie proszę- uśmiecham się i trącam jego policzek ustami.
-Ale ja proszę ładniej- odwzajemnia gest i nie widząc reakcji z mojej strony, składa dłonie jak gdyby zaraz miał paść przede mną na kolana i zacząć się modlić do jakiś bożków z góry, robiąc przy tym błagalny, ale jednak grymas na twarzy.
-No dobrze, tym razem ty wybierasz – wzdycham, a on jak nakręcony znika z moich oczu gdzieś w okolicy kasy z biletami.
Widząc długą kolejkę, by zapobiec zniecierpliwieniu i jednoczesnemu wyparowaniu mojego dobrego nastroju, przechodzę kilka kroków dalej i staje na środku holu, uważnie przypatruje się ludziom krzątającym się po budynku. Dookoła mnie biegają dzieci, małe, drobne, uśmiechnięte z lizakami w buzi. Obok przy stoliku siedzi starsza para – dziadek trzymający laskę w sponiewieranej czasem dłoni i pulchniejsza pani. Gdzieś w kącie całująca się para przeszkadza starej pannie z okularami na czubku nosa, zupełnie nie wiedząc czemu, skoro pięć metrów dalej stoi dojrzały, lecz nadal przystojny, ślepo w nią zapatrzony facet, i to widocznie wolny, bo nie błyska mi w oko złotym krążkiem…
Zimna dłoń.
Zimna dłoń na moim ramieniu wysysa ze mnie sielankowy nastrój.
Twoja dłoń.
Twoja dłoń sprawia, że po plecach przechodzi mi dreszcz, a na nieosłoniętej porcelanowej skórze ramion pojawia się gęsia skórka.
Zaciskam mocno zęby i zamiarem wymierzenia Ci siarczystego policzka, odwracam się w twoją stronę. I to co zastają moje oczy, kompletnie mnie blokuje. Czuje jakby ktoś odciął mi prąd, pozbawił czucia w nogach, w rekach, w każdym pojedynczym palcu… jakby ktoś uderzył mnie czymś cięższym w głowę.
Oto Michał Winiarski ze ślicznym blond chłopcem na rękach szczerzy się do mnie jak gdyby nigdy nic. Jakby to było najzwyklejszą rzeczą pod słońcem, mierzy mnie wzrokiem.
Na słowa;
-Oli, to jest ciocia Łucja, przywitaj się ładnie…
-Cieść.
-Chcieliśmy z ciocią chwile porozmawiać. Śmigaj do mamy, co?- moje źrenice rozszerzają się do momentu, w którym prawie nie mam tęczówek.
Mały Winiarski ześlizguje się z rąk ojca i znika z pola widzenia, a on rzuca mi jeden ze swoich cwaniackich uśmiechów. Zadowolony, dumny z siebie, śmieje mi się w twarz, a ja stoję na przeciw niego kompletnie zdezorientowana. Jego triumfalny wybuch śmiechu resetuje mnie. Po chwili trzeźwieje, a moje dłonie zaczynają drżeć.
-Winiarski! Do kurwy nędzy! Mówiłeś, że masz żonę, ale nie wspominałeś nic o synu?!- syczę przez zaciśnięte zęby, głosem ociekającym jadem, choć najchętniej zbeształabym go i wykrzyczała mu w twarz, co o nim myślę, ale nie mogę, nie tu…
-No i cóż w tym takiego?- pyta rozbawiony i teatralnie, a wręcz operowo wzrusza ramionami.
-Ciebie to bawi?- pytam zirytowana, próbując zapanować nad drżeniem ciała.
-A co? Mam się rozpłakać?- ironizuje, wyprowadzając mnie coraz bardziej z równowagi -Poznałaś Oliego, Oli poznał ciebie, także chyba w porządku… -stwierdza zadowolony i znów wzrusza ramionami, które mam mu ochotę odgryźć za nadużywanie tego gestu. Przełykam głośno ślinę, a w myślach próbuje policzyć do 10. Próbuje – to jednak dobre słowo, bo dochodzę gdzieś do 3.
-To może przedstawisz mi jeszcze swoją żonę? – daję upust swojej irytacji.
-Dagmara Winiarska, miło mi – słyszę za plecami i czuję jakby ktoś właśnie w to miejsce, wbił mi pięciocalowego gwoździa.
Strach.
Zmiękcza Twoje kości.
Sprawia, że gęstnieje czerwień w Twoich żyłach.
Zawiązuje Ci supeł na gardle.
Sprawia ból.
Paraliżuje.
Niszczy Cię.
Zmiękcza Twoje kości.
Sprawia, że gęstnieje czerwień w Twoich żyłach.
Zawiązuje Ci supeł na gardle.
Sprawia ból.
Paraliżuje.
Niszczy Cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz